Czytałem ostatnio książkę „1491 – Ameryka przed Kolumbem” napisaną przez Charlesa C. Manna. Tak żeby odpocząć trochę od tematyki ogrodniczej. Prawie się udało 🙂 Ale nie do końca, dlatego chciałem się z Wami podzielić wrażeniami z lektury.
Książka opowiada o historii Nowego Świata przed przybyciem Kolumba, oraz o tym jak to zdarzenie wpłynęło na losy obu Ameryk.
Z książki wyłania się obraz kontynentów zaludnionych z zaawansowanym rolnictwem i potężnymi miastami. Kiedy Hernan Cortes w 1519 r. wkraczał do Tenochtitlanu (stolicy imperium Azteków) – miasto to było większe od Paryża- największego wówczas miasta w Europie. Szerokie ulice, wspaniałe świątynie, rzeźbione ściany budynków i rzecz nieznana w Europie – ogrody botaniczne.
Niestety odkrycie Nowego Świata było zarazem jego końcem.
Zawdzięczamy Amerykom kukurydzę, ziemniaki, fasolę, pomidory… długo by wymieniać. Dostali w zamian ospę, odrę i inne zakaźne choroby które zdziesiątkowały ludność obu Ameryk. Skala epidemii przedstawiona w książce jest niewyobrażalna. Tętniące życiem miasta w ciągu kilku – kilkunastu lat opustoszały i zaczęły zarastać lasem.
Coraz częściej badacze dochodzą do wniosków że dziewicze lasy deszczowe to rzecz dosyć nowa. Czy to argument za wycinaniem lasów? Na pewno nie. Las deszczowy był uprawiany w specyficzny sposób.
Plemiona zamieszkujące las deszczowy dbały o to by drzew które rodziły pożywne owoce było więcej. W tak prowadzonym lesie deszczowym rośliny wykorzystywane przez człowieka jako pokarm stanowiły 50% wszystkich roślin, w lesie nie tkniętym ludzką ręką tylko ok 20%. Można powiedzieć że był to prapoczątek ogrodu- ściśle użytkowego. Co ciekawe dla przybysza z Europy różnica miedzy jednym a drugim lasem jest praktycznie nie zauważalna.
Wiadomo że gleba w lasach deszczowych jest dosyć jałowa, żyzna warstwa jest cienka. Gdyby nie rośliny które ją ocieniają i wiążą swoimi korzeniami szybko poddałaby się erozji.
Co ciekawe w wielu miejscach odkryto warstwę żyznej gleby pochodzenia antropogenicznego.
Indianie na użytkowanym przez siebie obszarze tworzyli tzw. terra preta – warstwę żyznej ziemi będącej mieszanką węgla drzewnego i różnych odpadków organicznych, odchodów zwierzęcych i kości. Taka mieszanka utrudniała wypłukiwanie substancji odżywczych. Nie zakładali monokultur, które wyjaławiają ziemi ale zmieniali las tak aby był bardziej produktywny i przyjazny dla nich.
Inny ciekawy zwyczaj to uprawa współdzielona praktykowana do dzisiaj przez plemię Tzeltalów wywodzących się od starożytnych Majów. Indianie sieją kukurydzę na tzw milpas – co dosłownie znaczy „pole kukurydziane” – jest to jednak coś zupełnie innego niż ciągnące się po horyzont kukurydziane równiny. Milpa to teren na który rośnie wiele roślin naraz. Dominuje kukurydza, ale równie ważne są fasola i dynia. Kukurydza tworzy podpory na które wspina się fasola, fasola wiąże azot z powietrza użyźniając glebę. Szerokie liście dyni osłaniają glebę zmniejszając parowanie i utrudniają wzrost chwastów. Także na talerzu kukurydza, dynia i fasola uzupełniają się wzajemnie. W kukurydzy nie ma lizyny i tryptofanu niezbędnych do produkcji białka, aminokwasy te znajdują się w fasoli w której z kolei brakuje cysteiny i metioniny dostarczanych przez kukurydzę. Dynia jest źródłem witamin. Poza tymi podstawowymi gatunkami na milpas sadzi się także awokado (dostarczające wartościowego tłuszczu) oraz inne rośliny: melony, pomidory, chili, słodkie ziemniaki czy szarłat.
Idea uprawy współdzielonej jest obecnie na nowo odkrywana przez ogrodników uprawiających swoje ogrody zgodnie z zasadami permakultury. Wiele z tych zasad m.in gildia Trzech Sióstr mają korzenie w prekolumbiańskiej sztuce uprawy.
Jedną z bardziej zaawansowanych technik upraw były wykorzystywane przez Azteków Chinampas – zwane przez konkwistadorów pływającymi ogrodami. Były to sztuczne wysepki o podłużnym kształcie, przypominającym groble. Brzegi wzmacniano drewnianymi palami a środek wypełniano żyznym mułem z dna jeziora, pogłębiając kanały między wysepkami. Szacuje się że ten system upraw był czterokrotnie bardziej wydajny niż tradycyjna uprawa na lądzie. Taki sposób upraw był też mniej wrażliwy na susze niż tradycyjne uprawy.
Charles C. Mann stara się spojrzeć na czasy prekolumbiańskie obiektywnie. Nie wszystkie cywilizacje upadły z powodu europejskich chorób i konkwistadorów. Imperium Majów upadło kilka wieków przed pojawieniem się przybyszy z Europy. Rosnące miasta wymagały coraz większych obszarów pod uprawy, rosło zapotrzebowanie na wodę. Ale to nie wszystko, elity majańskie zapatrzone we w swoją wspaniałość, wielkość swoich budowli, piękno kultury zdawały się nie dostrzegać zwykłych problemów. Zajęte były wewnętrznymi gierkami o władzę lub wojnami. Brzmi znajomo? Wielkie amerykańskie cywilizacje zostały zmiecione w przeciągu kilku – kilkudziesięciu lat.
Lektura pozostawia dosyć przygnebiające poczucie, ukazuje wymieranie na skalę niespotykaną w historii człowieka. Wymieranie nie tylko samych ludzi ale też cywilizacji i kultury którą stworzyli. Czy czegoś się nauczyliśmy z tej lekcji historii? Nic na to nie wskazuje… Zadziwiające jak problemy z XV wieku są aktualne teraz, szczególnie podczas pandemii koronawirusa. Katastrofa klimatyczna, szalejąca pandemia, politycy zajęci gierkami o władzę zamiast rozwiązywania realnych problemów… Jak widać historia niewiele nas nauczyła. Parę miesięcy i nasz świat zaczyna się chwiać jakby był z dykty… Napisana w 2005 r. książka jest teraz bardziej aktualna niż w momencie wydania.
Całe szczęście autor nie zostawia nas w poczuciu beznadziei nad marnym losem naszego świata. Jest światełko w tunelu, ostatnia deska ratunku…. 🙂
„Rdzenni Amerykanie zarządzali kontynentem według własnego uznania. Współczesne kraje muszą robić to samo. Jeżeli chcą przywrócić jak najwięcej terenów do stanu z 1491 roku, to będą musieli stworzyć największe ogrody świata.”
I dalej
„Ogrody zakłada się do wielu celów i na wiele sposobów, ale każdy jest efektem współpracy z przyrodą. Ich założyciele rzadko próbują odtwarzać cokolwiek z przeszłości, równie rzadko mogą powiedzieć że mają pełną kontrolę nad rezultatami. Dobierają najlepsze możliwe narzędzia i wykorzystują całą zebraną wiedzę ale pewne jest tylko to, że pracując najlepiej jak umieją, tworzą przyszłe środowisko.”
Współpraca z przyrodą. Ogród doskonały to ogród powstały we współpracy z przyrodą. Jeśli mamy najmniejszy nawet warzywnik to stajemy się częścią natury, współtworzymy ją. Jedzenie trafia na nasz stół najkrótszą drogą. Odpadki wracają do ogrodu, krąg się zamyka.
Czasami mówi się że dobrze urządzony ogród jest dodatkowym pokojem, przedłużeniem domu. To niezła myśl, ale dla mnie ogród jest czymś więcej. Jest miejscem spotkania z naturą. Możemy tworzyć i pielęgnować ogrody na wiele sposobów. Jedne opierają się na współpracy, inne na wymuszaniu i podporządkowaniu sobie natury. Wydaje się dosyć jasne który kierunek powinniśmy obrać. Tak jak opiekujemy się swoim ogrodem, tak samo powinniśmy traktować nasze lasy, rzeki, oceany – współpracując z przyrodą a nie ją niszcząc.
„1491 – Ameryka przed Kolumbem” Charlesa C. Manna to spora dawka wiedzy o amerykańskich cywilizacjach . Wybrałem z niej zaledwie kilka fragmentów które wiążą się z tematyką ogrodniczą. Polecam przeczytać całą książkę , odkrywa Nowy Świat na nowo 🙂
Na uzupełnienie lektury, z nowszych rzeczy polecam dwa filmy dokumentalne na Netflixie:
„David Attenborough: Życie na naszej planecie” – autora nie trzeba chyba przedstawiać, Sir David pokazuje świat natury który zmienił się na jego oczach, od początków jego kariery w latach 50 ubiegłego wieku aż do teraz. Jak się pewnie domyślacie nie jest to obraz zbyt optymistyczny, ale końcówka daje nadzieję.
Drugi to „Kiss the Ground” – to film o glebie, o tym jak współczesne rolnictwo wpływa na klimat całej ziemi. Zdrowa gleba to podstawa zdrowej żywności i opanowania kryzysu klimatycznego. Jak na razie współczesne rolnictwo pędzi w kierunku wielkiej katastrofy. Warto zobaczyć, daje do myślenia.
I na koniec ma do Was prośbę – ten wpis jest nieco inny, wyszedłem trochę z tematyki ogrodniczej, dajcie znać w komentarzach co o tym myślicie?