Trzecia edycja festiwalu In Garden to ogrody pokazowe, których tematem przewodnim są „Powroty”. Całość zlokalizowana jest na terenie Starego Browaru Perła w Lublinie. Festiwal to, oprócz ogrodów pokazowych, także instalacje, koncerty, warsztaty i dyskusje. Jak się okazało, jest to też ciekawa odskocznia od ogrodowej codzienności.
Na samym wejściu wita nas „Rozszczelnienie nawierzchni” – przyjemna kompozycja bylin i traw wciśniętych pod murem Starego Browaru. Na wejściu dostaję też folder z programem, mapką i informacjami o wszystkich aranżacjach i twórcach prezentujących swoją sztukę. Przydatna rzecz, od razu wiem co który autor miał na myśli. Wszystkie te informacje są też na stronie festiwalu (link na końcu artykułu), w tej relacji wybrałem tylko rzeczy, które zwróciły moją uwagę.
Skończyłem trochę wcześniej pracę, żeby zdążyć na rozpoczęcie. Jestem akurat świeżo po sadzeniu żywopłotu z tuj i rozkładaniu trawnika z rolki. Trafiam na festiwal którego głównym tematem są „Powroty”- zarastanie, czwarta przyroda. To naprawdę dwa różne światy.
Gwiazdą otwarcia festiwalu jest Maja Popielarska, w dyskusji o mocnej nazwie „Ogród w dobie zmian klimatycznych” nadzieja miesza się z narzekaniem. Mi do głowy wbija się stwierdzenie, że „hortensje to nowe tuje”. No cóż, jeszcze przed południem sadziłem i stare, i nowe tuje 🙂
Czuję, że pora obejrzeć ogrody pokazowe – całe szczęście, że na terenie festiwalu jest dobre nagłośnienie i mogę podziwiać aranżacje, jednocześnie słuchając dyskusji.
Szczególne wrażenie robi ogród „Zwróć światło Twego serca” Katriny Galavin. Z jednej strony oaza spokoju, bujna roślinność. Wygodne poduchy zachęcają, żeby się rozsiąść. Naprzeciw tej sielanki mamy ruiny i zniszczenie. W ogrodzie stoimy pomiędzy dwoma światami. Jest to ogród, który powoduje ukłucie. Właśnie sobie przypomniałem, że żyjemy w pięknym świecie. Za naszą granicą zniszczenie obejmuje kolejne tereny.
Kolejne przypomnienie o trwającej wojnie to „Ogród nadziei” Joanny i Dariusza Żytkowskich. Autorzy to miejscy ogrodnicy zajmujący się uprawą warzyw na małej przestrzeni. W tej edycji festiwalu w pomalowanych na niebiesko drewnianych skrzyniach zamiast warzyw rosną żółte kwiaty. Wyraźny symbol pamięci i wsparcia dla Ukrainy.
„Wystarczy dziura w siatce” to ogród Wojtka Januszczyka, dyrektora artystycznego festiwalu. Składa się z dwóch części.
W pierwszej mamy gotowe rozwiązania. Plastikowe zabawki, spalony słońcem trawnik. Nuda. Ot, miejsce zabawy dla naszych dzieci. Nie brakuje też żywopłotu z żywotnika zachodniego. Nawet nie zrobiłem zdjęć, ale łatwo go sobie wyobrazić. Na każdym nowo budowanym osiedlu jest taki plac zabaw.
A druga część? Po prostu magia! Stara jabłoń, malwy, podagrycznik robiący za podłogę. To klimat z mojego dzieciństwa. Tutaj jest pole dla wyobraźni. Rosną w nim też hortensje… Hmm, może nie są jednak takie złe? 🙂
„Sukcesja i powroty” Kaspera Jakubowskiego. Czyli chwasty zamknięte w klatce. A oficjalnie jest to próba alternatywnego spojrzenia na rośliny nieużytków i sukcesję w mieście. Ciekawe, bo gdyby nie było tej klatki, przeszlibyśmy obok tych „chwastów” obojętnie. No może nie obok szczeci, to roślina która bez dodatków zwraca na siebie uwagę.
Warto zgłębić ten temat sięgając po obszernego ebooka Kaspera Jakubowskiego. Przykłady parków bazujących na „czwartej przyrodzie” robią wrażenie. Ebook jest dostępny bezpłatnie po wypełnieniu krótkiej ankiety pod linkiem https://dzieciwnature.pl/blog/ebook-o-miejskich-nieuzytkach/
Muszę przyznać że bardzo lubię takie chaszcze. Te na festiwalu są bardzo malownicze.
W tych projektach czuć radość. I wolność tworzenia tego, co się chce. Nie były skrępowane wymaganiami klientów, aczkolwiek też miały swoje ograniczenia wynikające z miejsca. Ograniczenia, które stały się dobrze wykorzystaną szansą. To, co zrobiło na mnie największe wrażenie, to właśnie to wyczucie istniejącej przestrzeni.
Zagajnik klonów jesionolistnych, pokrzyw i podagrycznika to najlepszy przykład jak niewielka ingerencja może zmienić taką przestrzeń w coś tajemniczego. W upalne popołudnie panuje tu przyjemny cień. Wycięta w zaroślach ścieżka, prowadzi nas przez to dzikie zarośnięte miejsce. Po drodze mijamy rzeźby i instalacje wkomponowane w bujną roślinność. To niezwykle udane połączenie. Przychodziło mi to na myśl starożytne posągi w dżungli. Na końcu ścieżki docieramy do instalacji Sławka Matyjaszewskiego. Klony jesionolistne są wymalowane w mocne wzory, kojarzą mi się ze pierwotną sztuką Aborygenów.
Po wyjściu z cienia trafiam na łąkę kwietna i miejską pasiekę. Ciekawy kontrast po zagajniku z rzeźbami. Moc kolorów i brzęczących owadów.
Oprócz tegorocznych ogrodów na festiwalu też można było zobaczyć kompozycje czy instalacje, które przetrwały z poprzednich edycji. Największą przestrzeń zajmuje Ogród Vetterów. Miejsca na naturalistyczne rabaty precyzyjnie wycięto w betonowym placu. Betonowe pustkowie zmieniło się w miejsce pełne życia.
Tuż obok znajduje się ogród retencyjny. Na Zachodzie dość popularne pomysł na poradzenie sobie z nadmiarem deszczówki. Funkcjonalne i estetyczne rozwiązanie ozdobione rzeźbą Tomasza Krzpieta.
Z poprzedniej edycji festiwalu przetrwał także „Domek z kart” Pawła Kożuchowskiego. To interesujący sposób na przybliżenie idei dachów zielonych. Jak widać wystarczy mała przestrzeń ,żeby stworzyć coś ciekawego.
Na scenie zaczynają się koncerty, a ja kończę swoją wędrówkę po festiwalu. Cóż mogę powiedzieć; to miejsce nie tylko dla miłośników sztuki ogrodowej, ale też dla miłośników sztuki jako takiej. Rzeźby, instalacje, malarstwo, rysunek, muzyka. Połączenie tych składników dało coś więcej niż ich prosta suma. Podsumowując, przyjemny sierpniowy wieczór. Jakby powiedział Kubuś Puchatek: „Chwasty to też kwiaty, jeśli je bliżej poznasz”.
Wychodzę z festiwalu z ziarnem „czwartej przyrody” w głowie. Kto wie, może skiełkuje w odpowiednich warunkach 🙂
Więcej informacji na temat festiwalu na stronie http://www.ingardeninlublin.com/